Dzisiaj będzie długo, bo mam czas :).
Wczoraj zabrałam malucha na zakupy. Potrzebne mu były sandałki, bo upały są już straszne. Ponieważ nie mieliśmy wózka, to stwierdziłam, że pojedziemy tylko do jednego, dużego sklepu i tam kupimy. No i się bardzo zdziwiłam bo dla chłopców były tylko 4 modele, podczas, gdy dla dziewczynek półki się uginały. Nawet mi się podobały, ale numeru oczywiście nie było, więc pojechaliśmy w miasto. No i tu maluch mi odmówił chodzenia (widać, że facet, na zakupy z mamą nie będzie chciał chodzić). Zdźwigałam się go nie powiem, ale butki kupiliśmy. Potem jeszcze popluskaliśmy się w fontannie. Musiałam go na siłę trzymać, bo wskoczyłby w sam środek, i nie skończyłoby się tylko na mokrych butkach, skarpetkach i spodenkach :). Nie wiem jak ja mu te butki mierzyłam, ale okazało się, że są "na styk". Zapadła więc decyzja, że trzeba wymienić.
Dzisiaj moi mężczyźni pojechali do teściowej, a ja korzystając, że mam dzień wolny ruszyłam w miasto. Oczywiście powodem była wymiana butków. Korzystając z tego, że nikt nie dzwonił do mnie co kilkanaście minut z pytaniami typu: "kiedy wracasz?", "gdzie jesteś?", "co można robić przez tyle czasu?", to pochodziłam trochę tu, trochę tam, w sumie wydając sporo pieniążków nie wiadomo na co, czego efektem było trzykrotne schodzenie do samochodu. Niby nic nie kupione, ale jakie to ciężkie :).
Zmęczyłam się okrutnie. Z tego zmęczenia i gorąca nawet jeść mi się nie chciało, ale spojrzawszy na zegarek stwierdziłam, że trzeba. Dzisiaj kalafior. Uwielbiam!
Teraz spojrzałam na zegarek i już 18. A ja z tego co zaplanowałam nie zrobiłam nic. Z tyłu góra prania, z przodu góra zmywania. Robić coś? Nie robić? Jeszcze się zastanowię.........
A żeby nie było tylko nagadane, to wklejam zdjęcia moich ostatnich wytworów. Te spodenki uszyłam już dawno.
Materiał pochodzi z podkoszulki. Właściwie to były moje drugie uszyte spodenki. Pierwsze oczywiście poszły do kosza. Nie ma w nich nic niezwykłego, służą wyłącznie do spania i chyba jeszcze długo posłużą, bo przesadziłam z długością nogawek.Wczoraj zabrałam malucha na zakupy. Potrzebne mu były sandałki, bo upały są już straszne. Ponieważ nie mieliśmy wózka, to stwierdziłam, że pojedziemy tylko do jednego, dużego sklepu i tam kupimy. No i się bardzo zdziwiłam bo dla chłopców były tylko 4 modele, podczas, gdy dla dziewczynek półki się uginały. Nawet mi się podobały, ale numeru oczywiście nie było, więc pojechaliśmy w miasto. No i tu maluch mi odmówił chodzenia (widać, że facet, na zakupy z mamą nie będzie chciał chodzić). Zdźwigałam się go nie powiem, ale butki kupiliśmy. Potem jeszcze popluskaliśmy się w fontannie. Musiałam go na siłę trzymać, bo wskoczyłby w sam środek, i nie skończyłoby się tylko na mokrych butkach, skarpetkach i spodenkach :). Nie wiem jak ja mu te butki mierzyłam, ale okazało się, że są "na styk". Zapadła więc decyzja, że trzeba wymienić.
Dzisiaj moi mężczyźni pojechali do teściowej, a ja korzystając, że mam dzień wolny ruszyłam w miasto. Oczywiście powodem była wymiana butków. Korzystając z tego, że nikt nie dzwonił do mnie co kilkanaście minut z pytaniami typu: "kiedy wracasz?", "gdzie jesteś?", "co można robić przez tyle czasu?", to pochodziłam trochę tu, trochę tam, w sumie wydając sporo pieniążków nie wiadomo na co, czego efektem było trzykrotne schodzenie do samochodu. Niby nic nie kupione, ale jakie to ciężkie :).
Zmęczyłam się okrutnie. Z tego zmęczenia i gorąca nawet jeść mi się nie chciało, ale spojrzawszy na zegarek stwierdziłam, że trzeba. Dzisiaj kalafior. Uwielbiam!
Teraz spojrzałam na zegarek i już 18. A ja z tego co zaplanowałam nie zrobiłam nic. Z tyłu góra prania, z przodu góra zmywania. Robić coś? Nie robić? Jeszcze się zastanowię.........
A żeby nie było tylko nagadane, to wklejam zdjęcia moich ostatnich wytworów. Te spodenki uszyłam już dawno.

Teraz przedstawiam mój przedwczorajszy wytwór, z którego już jestem zadowolona. To jest przód:

A to tył:

Materiał, to także recykling, tym razem mężowskich spodni i........... majtek hi hi hi. A konkretnie gumki od majtek. Reszta poszła do śmieci, ale gumce się nie oparłam. Wiedziałam, że się przyda :).
Wczoraj natomiast uszyłam dla odmiany kolejne spodenki. Lato mnie w tym roku zaskoczyło. Długo, długo było zimno, a tu nagle 30 stopni. Okazało się, że maluch natychmiast potrzebuje krótkich spodenek, więc dlatego taki u mnie wysyp. Z tych jestem już bardzo dumna. Szalenie mi się podobają. Pod nożyczki poszły kolejne spodnie męża. Dobrze, że zabroniłam mu wyrzucać cokolwiek ze swojej szafy. Przód wygląda tak:

A to tył:

Szczegóły:


A to dla tych, którzy wytrwali do końca tego przydługiego posta. Częstujcie się.
