wtorek, 12 lipca 2011

Uratowani

Myślałam, że długo tu nie będę pisać, ale udało się. Mój mąż cudotwórca uratował komputer po tym, jak go zalałam herbatą. Niechcący potrąciłam i pół gorącej herbaty wylądowało na mnie, a pół na nim. Efekt był taki, że po wysuszeniu przestał reagować. No, ale udało się.

Uratowane zostało też krzesło. Przy rozpakowywaniu niechcący zostało przecięte oparcie. Wyglądało to tak: Najpierw delikatnie zszyłam je nitką elastyczną. Nie mogłam za bardzo naciągać, bo następne nitki oparcia się ściągały.
Dziurę zasłoniłam kwiatkiem z filcu. Po środku naszyłam delikatne zielone koraliki.
Efekt na żywo jest całkiem niezły.
Jutro spróbuję się zapisać do fryzjera. U nas w mieście salonów fryzjerskich nie brakuje, ale wszędzie kolejki. Chcę obciąć i przefarbować włosy na rudy. No i się trochę boję, bo fryzjer jak nikt potrafi popsuć humor, albo go poprawić. Ja liczę na tę drugą opcję.

4 komentarze:

  1. Całe szczęscie ,że udało się uratować komputer :)
    a dziurę w krzesełku bardzo ładnie zamaskowałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. swietna robota
    no i powodzenia u fryzjera

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. A co do fryzjera, to sama nie wiem co mam o tym myśleć. Raz mi się podoba, a raz nie. Wyszło chyba średnio.

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG mój facet by mnie zabil gdybym zalała komputer! nie zartuje :P

    OdpowiedzUsuń