Właśnie zadzwoniłam do pracy, że dziś nie przychodzę. Maluch się pochorował. Ma ogromną gorączkę, dosłownie leci przez ręce. Teraz zasnął i jak tylko się obudzi, to wybieramy się do lekarza. Mam nadzieję, że to nie grypa. Do południa siedzę w domu ja, a potem mąż się zwalnia z pracy. Ja natomiast jadę na rozmowę kwalifikacyjną. Jak sobie publicznie ponarzekałam, to telefon wreszcie zadzwonił. Jadę, bo chce dostać tę pracę, ale najchętniej nie odstępowałabym syneczka na krok. No i mąż jeszcze wczoraj dołożył cudowną nowinę, że chcą wszystkich pracowników przenieść na 7/8 etatu, albo tylko pracownikom z jednej maszyny zmienić etat na 3/4. No i najlepsze, że pracownicy mają o tym zdecydować. Nie wiem co to ma na celu. Czy ktoś z chęcią z własnej woli ma stwierdzić, że właściwie to chce zarabiać mniej? A jak nie, to mieć poczucie, że przez niego koledzy z tamtej maszyny zarobią mniej? Teoretycznie nikt nie musi się zgadzać na takie warunki, nikt nie musi nic podpisywać. Tylko co wtedy? Oszczędności muszą być, czyli pewnie ktoś wyleci. Jak widzicie humor mi dopisuje...
Ciężkie, kurczę, życie :(
OdpowiedzUsuńMhhm...trudno mieć dobry humor jak się sypie dookoła.Powodzenia.
OdpowiedzUsuńŻYCIE!!! Właściwie cały czas pod górkę. Po prostu nie dajmy się.Jeżeli chodzi o lewą stronę prac też mam z tym zawsze problem. Maskuję ile się da, a zakładki z reguły przyklejam do brystolu lub innych kartek technicznych.
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny, za to że jesteście.
OdpowiedzUsuńA z tymi zakładkami to Kasia masz rację. Trzeba było przykleić a nie kombinować. Niedługo wkleję ją na bloga, bo na razie tylko my wiemy o co chodzi :)